wtorek, 31 stycznia 2017

WIZUALNE ŚWIEŻOŚCI: JEDEN ABSOLUT, WIELE PUNKTÓW WIDZENIA - "MILCZENIE"

         Czy w przypadku czegoś tak kruchego jak wiara można próbować narzucać innym jedyną właściwą (zdaniem narzucającego) wizję świata ponadzmysłowego? Kanon ksiąg biblijnych, skomplikowane procedury kanonizacyjne, czy też religijne dogmaty, sugerują, że tak, że odczuwanie Boga powinno być u każdego chrześcijanina identyczne. Gdybyśmy nie wierzyli w istnienie prawd uniwersalnych, to, zdaniem głównego bohatera Milczenia, jezuity Sebastiao Rodriguesa, w ogóle nie moglibyśmy mówić o czymś takim jak prawda. Krzewienie ewangelii nie jest więc, według protagonistów filmu, jedynie misją na rzecz wiary, ale przede wszystkim misją niesienia prawdy jako takiej. Wizja jedynego słusznego światopoglądu zostaje zderzona z brutalnymi realiami XVII-wiecznej Japonii. Na dodatek znarratywizowany punkt widzenia Rodriguesa i jego kompana, Francisco Garupe, wchodzi w sprzeczność z precyzyjnie zaplanowaną koncepcją estetyczną, którą Martin Scorsese wypracował  przy pomocy pracy kamery oraz montażu.




            Widz w Milczeniu jest wprowadzany w akcję bardzo powoli. Dzięki kolejnym narratorom zapoznaje się z, wydawałoby się, słusznym spojrzeniem na świat, jako na miejsce, gdzie największe pole do działania powinno mieć chrystusowe miłosierdzie. Skoro więc chrześcijaństwo symbolizuje dobro, współczucie i pomoc innym, to wiary takiej jak ta, nikt, niezależnie od okoliczności, nie powinien chcieć się wyrzec. Milczenie stawia jednak swoich bohaterów, przybyszy ze świata zachodniego, w obliczu dylematu. Czy warto zrezygnować z przynależności do kościoła katolickiego, żeby ocalić życie innych? Japońscy chrześcijanie są uznawani przez władze za zdrajców, hołdujących obcym bożkom i obyczajom. Scorsese, katolik wadzący się z Bogiem od dekad, czy to w swoim debiucie, Ulicach nędzy, czy też w Ostatnim kuszeniu Chrystusa, po wielu latach, w Milczeniu, zdaje się przedstawiać wynik swoich wieloletnich poszukiwań.
Milczenie w całości podporządkowane zostało intersubiektywnej narracji. List ojca Ferreiry (kiedy go pisał, wciąż był nieugiętym w swej wierze katolikiem), wyznania japońskich chrześcijan oraz bezpośredni punkt widzenia ojca Rodriguesa, prowadzą nas przez większą część filmu. Możemy odnieść dzięki nim wrażenie, że istnieją niepodważalne, uniwersalne wartości wyznaczane przez zachodniego Boga. Cień wątpliwości w pierwszych minutach Milczenia zostaje zwerbalizowany dzięki osobie ojca Valigniano. Przełożony głównych bohaterów jako jedyny za wiarygodne uważa informacje, jakoby ojciec Ferreiera dokonał aktu apostazji oraz przyjął japońskie imię. Być może więc siła wiary, nawet ta najpotężniejsza, nie jest w stanie przenosić gór zawsze i wszędzie.




Im dłużej podążamy za Rodriguesem, tym większe zauważamy wyłomy w monolicie jego wiary. Potrzeba trwania przy swoim, przy realizacji szalonej misji chrystianizacji Japonii (co jednocześnie oznacza wyrażenie zgody na cierpienie swoich wiernych) doprowadza głównego bohatera Milczenia na skraj szaleństwa. Paradoksalnie nowa, bezpośrednia narracja ojca Ferreiry, wprowadzona w ostatnim akcie filmu, sprawia, że nieugięta postawa Rodriguesa, sprawia wrażenie egoistycznej, a hołdowanie Bogu, okazuje się hołdowaniem własnej, płytkiej interpretacji wiary. Ferreira, dokonując aktu apostazji, wykazał się aktem miłosierdzia, ponieważ tylko w ten sposób mógł uratować japońskich chrześcijan przed torturami i śmiercią. Tę relatywność w oglądzie rzeczywistości pogłębia ostatni z narratorów, holenderski kupiec, Dieter Albrecht. Trzeźwym okiem patrzy na Japonię jako na miejsce skrajnie odmienne od Europy, a także z zainteresowaniem obserwuje kolejne przemiany ojca Rodriguesa na przestrzeni lat.




Milczenie ani przez chwilę nie sprawia wrażenia filmu tendencyjnego ideologicznie. Misjonarze nie niosą jedynej słusznej prawdy, nawet jeśli odnoszą takie wrażenie, zaś inkwizytor Inoue, będący symbolem rządzącego Japonią siogunatu, nie jest okrutnym oprawcą, a raczej obrońcą racji stanu, wykorzystującym brutalne metody.
Niemożliwość sprowadzenia rzeczywistości do jednej, zbieżnej perspektywy, podzielanej przez wszystkich jednocześnie, zostaje dobitnie zaznaczona już na samym początku filmu. Podczas rozmowy młodych zakonników, ojca Rodriguesa i Garupe, ze swoim przełożonym, ojcem Valigniano, operator Rodrigo Prieto wybiera dalekie od klasycznych, ustawienia kamery, które z rozmysłem zostają zmontowane wbrew prawidłom sztuki filmowej. W kinie stylu zerowego (kinie starającym się zbudować ciągłość narracyjną i zmusić widza do skupienia się na historii, nie zaś na formie) podczas scen rozmowy wykorzystuje się frazę montażową określaną mianem plan – kontrplan, dzięki której w każdym kolejnym ujęciu postać (niezależnie czy filmowana od tyłu czy od przodu), będzie zajmowała tę samą część kadru. We wspomnianej powyżej rozmowie ustawienia kamery oraz montaż, mylnie sugerują, że w pomieszczeniu znajdują się nie trzy, a cztery osoby. Rodrigues i Garupe, w sensie metaforycznym (i montażowym), nie mówią do tego samego ojca Valigniano. Główni bohaterowie mają więc odmienne odczucia na temat tego, kim jest dla nich ich przełożony.





Skoro więc ludzie o tak zbliżonym światopoglądzie, jak dwoje jezuitów (najprawdopodobniej wspólnie się wychowujący), w różny sposób postrzegają swojego zwierzchnika, to niemal niemożliwe jest, żeby światem rządziła jedna, obiektywna, wizja świata transcendentalnego. Podobny efekt multiplikacji spojrzeń na rzeczywistość wprowadzany jest poprzez konsekwentne kontrastowanie ujęć, które prezentują tę samą osobę, bądź przedmiot, z różnych punktów widzenia. Następujące po sobie ujęcia przyglądają się obiektom pod kątem prostym, zmieniając ustawienia. Najpierw patrzymy na coś en face, a następnie z boku, bądź od tyłu. To tak, jakby Scorsese zderzał ze sobą dwa rodzaje postrzegania rzeczywistości.





Reżyser zdaje się również mówić, że kiedy patrzymy na rzeczywistość z większej odległości, wydaje się nam, że możemy ją pojąć, zobiektywizować, jeśli jednak przyglądamy się czemuś z bliska, okazuje się, że sytuacje objawiają się w całej swej różnorodności i nie sposób wydać o nich jednoznacznego sądu. W tym celu Scorsese zestawia ze sobą plany dalekie oraz bliskie, intensyfikując różnice, pomiędzy tym, co neutralne, a silnie zemocjonalizowane.





Japonia, o czym rzeczywiście przekonali się chrześcijańscy misjonarze, jest jednym z miejsc na kuli ziemskiej, które potrafią dobitnie uzmysłowić różnorodność z jaką ludzie konstruują obraz drugiego człowieka oraz Absolutu. Narodowa religia Kraju Kwitnącej Wiśni, shintō, oraz buddyzm, traktują boskość, człowieczeństwo oraz naturę w sposób skrajnie odmienny od chrześcijaństwa. Milczenie jest więc, dzięki udanemu punktowi odniesienia jakim jest Japonia, wielkim kinowym esejem na temat starcia Zachodu z resztą świata. Przede wszystkim jednak opowiada o tym jak istotne okazuje się indywidualne postrzeganie rzeczywistości materialnej i niematerialnej. Filmowa wypowiedź nie miałaby takiej siły oddziaływania, gdyby umiejętnie zbudowana narracja, rozpisana na kilka głównych i epizodycznych narratorów, nie wchodziła w tak złożone i ciekawe relacje z formą filmową. To właśnie ona od początku sugeruje, że nie sposób zobiektywizować doświadczenia Absolutu, co wydaje się wnioskiem nie tylko Milczenia, co również konstatacją wieloletnich przemyśleń Scorsese, a jednocześnie siłą przewodnią całego filmu.

OGÓLNA OCENA FILMU: 9,5/10


4 komentarze:

  1. Ciekawi mnie czy Scorsese zainspirował się filmem Milczenie Masahiro Shinody z 1971 roku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Scorsese film musiał widzieć, bo nie brakuje wizualnych podobieństw. Jednak film Shinody jest o wiele bardziej przegadany i mniej dopracowany wizualnie, większy akcent kładzie również na realia historyczne i sytuacje geopolityczną Japonii tamtego okresu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj widziałem film. Jak dla mnie 10/10, film bardzo dopracowany, mądry i bogaty. Chciałbym zwrócić uwagę na początek filmu, powiedzmy pierwsze 30 minut, zanim pojawia się wątek inkwizytora. Od początku filmu do mniej więcej tego momentu odnosiłem wyrażenie jakbym oglądał przeciętna hollywoodzką produkcję przygodową - ładnie zrobioną, ale bez głębszych treści. Potem film staje się dopracowany wręcz perfekcyjnie. Pomyślałem sobie, że to niemożliwe, żeby Scorsese olał pierwszą część filmu. Według mnie, on tym samym dokonał sprytnej przenośni na naszą współczesną kulturę, zestawiając ją potem z kulturą i mądrością wschodu. To było takie porównanie jakościowe nie w warstwie treści filmu, a w warstwie samego jego stylu i jakości. Jeśli takie było zamierzenie Scorsese, to jak dla mnie wielki kunszt, majstersztyk, bo zabieg ten dodał dodatkowe znaczenie, nie zaburzając przy tym całej reszty przekazu.

      Usuń
    2. Bardzo ciekawa koncepcja. Mam wrażenie, że Scorsese nie tyle zrobił klasycznie pierwsze 30 minut, co wiele znaczeń ukrył w tej części filmu(w sferze formalne)tak, żeby widz miał wrażenie, że ogląda dobre kino przygodowe. Co ciekawe wielu ludzi najbardziej podoba się właśnie wstęp i żałują, że film nie utrzymał konwencji. A ciężar filozoficzny i duchowy rośnie z każdą sceną i to tym trzeba zajmować się bardziej niż opowiadaną historią.

      Usuń