sobota, 4 lutego 2017

WIZUALNE ŚWIEŻOŚCI: NUDA FORMY I TREŚCI - "JACKIE"

           Jackie, film o Jacqueline Kennedy, chociaż wydaje się być opowieścią o szaleństwie, perfekcji, a przede wszystkim o żałobie, w rzeczywistości jest historią zamkniętą w klaustrofobicznych kadrach i frenetycznym montażu. Tytułowa bohaterka snuje się po ujęciach jak duch. Niewiele mówi, ale i obrazy nie przekazują wystarczającej ilości informacji, poza oczywistą wiedzą o rozedrganiu emocjonalnym Jackie.


            Ramą narracyjną filmu jest słynny wywiad udzielony przez pierwszą damę, tydzień po zabójstwie Johna F. Kennedy’ego. Rama ta w zamyśle twórców ma uspójniać poszczególne ujęcia połączone ze sobą w sposób nieuporządkowany. Jednak nawet zabieg montażowy tego rodzaju nie nadaje filmowi tempa ani nie jest w stanie pomóc nam zrekonstruować tragicznych wydarzeń, które miały miejsce jesienią 1963 roku. Wypowiedzi Jackie wyrzucane z siebie w przypływie szczerości, czy też spowodowane nagłym wybuchem emocji, są niczym więcej jak tylko pustym ornamentem słownym. Nie jesteśmy w stanie dowiedzieć się z nich niemal nic o skomplikowanych relacjach, jakie łączyły pierwszą damę z mężem ani o organizacji pogrzebu prezydenta, ani o przekazaniu władzy.



Twarz Natalie Portman, wcielającej się w Jacqueline Kennedy, przez znaczną część filmu pokazywana jest w zbliżeniach, bądź w półzbliżeniach. Natarczywy zabieg formalny zmuszający do śledzenia każdego grymasu, najdrobniejszego skurczu mięśni twarzy bohaterki, jest percepcyjnie przytłaczający. Przez pewien czas staramy się podążać za Jackie, uchwycić kim jest, co czuje. Niestety intensywność obrazu nie przekłada się na rozumienie postaci, ani nawet na współodczuwanie wraz z nią. Ostatecznie ogarnia nas nuda, najgorsze uczucie jakiego możemy doznać w kinie. Oczywiście, nuda może być swoistą metodą, jak chociażby w filmach Michelangelo Antonioniego, który posługiwał się nią, żeby pokazywać mierzenie się z mozołem egzystencji. Może się wydawać, że Pablo Larrain, reżyser obrazu, wykorzystuje podobną metodę, co Antonioni. Niestety w Jackie, zamiast nudy podniesionej do rangi sztuki, mierzymy się jedynie z męczącymi na dłuższą metę rozwiązaniami formalnymi.


Ciasne kadry wypełnione postaciami aż po brzegi, rozedrgana kamera z ręki, nieoczekiwane montażowe cięcia  zarówno w sferze wizualnej, jak i dźwiękowej. Wszystko to miało zapewne służyć podkreśleniu kondycji psychicznej bohaterki.  Wystarczy jednak przypomnieć sobie tych, którzy z największa precyzją wydobywali w kinie ze swoich postaci emocje, żeby zrozumieć, że zamiast nieprzerwanej formalnej rozwiązłości, wystarczy niekiedy jedna, dwie sceny, żeby ukazać dramat obrazowanej jednostki. Umiejętność tę posiadł chociażby Ingmar Bergman i z pewnością Larrain mógłby się od niego wiele nauczyć.


Jackie rozpisana jest na trzy plany narracyjne: okres od zamachu na Kennedy’ego aż do momentu pogrzebu; wspomnienia dotyczące realizacji przez Pierwszą Damę programu o Białym Domu (A Tour of the White House), oraz wspomniany powyżej wywiad udzielony magazynowi Life tydzień po śmierci męża. Te trzy perspektywy miały z pewnością za zadanie ukazać na ekranie złożoność postaci Jackie, a przede wszystkim uzmysławiać, że pod zasłoną oficjalności i elegancji, kryło się u wdowy po Kennedym wielkie cierpienie. Niestety ani słowa, ani zdjęcia, ani montaż, ani nawet rola Natalie Portman, nie pozwalają odczuć, że bohaterka, której towarzyszymy przechodzi głębokie przemiany. Film jest wydmuszką bez scenariusza, z tendencyjnym pomysłem na realizację zdjęć i brakiem pomysłu na montaż, z pięknymi, ale niewiele wnoszącymi do całości, kostiumami i przyjazną, lecz monotonną muzyką w tle.



Z projektem przez pewien czas związany był Darren Aronofsky. Jackie wygląda więc na film zrealizowany przy pomocy pierwszych, wciąż jeszcze powierzchownych, pomysłów, jakie mógł mieć na wczesnym etapie pracy nad obrazem twórca Czarnego łabędzia. Dlatego można sobie wyobrazić (choć najpewniej nie ma w tym choćby odrobiny prawdy), że reżyser, operator (Stephane Fontaine) i odtwórczyni głównej roli w Jackie, przejrzeli sporządzone na wczesnym etapie preprodukcji notatki Aronofsky’ego i uznali, że nie ma sensu realizować kolejnych pomysłów ani rozwijać tych już istniejących. Niezależnie od tego jak wyglądały prace nad projektem, do kin trafił film płytki, męczący i nudny, grający przez ponad dziewięćdziesiąt minut wciąż od nowa tę samą melodię tak, jak ma to w zwyczaju czynić pozytywka.

OGÓLNA OCENA FILMU: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz