Michael Clayton to film o surrealistycznej
brutalności świata. Surrealistyczność nieuczciwych machinacji uosabiają tu
odbicia w szybach biurowców i refleksy wypolerowanych masek samochodów. Podobnie
jak w salonie luster, bohaterowie mogą zobaczyć swoje wykrzywione twarze,
najlepiej oddające system (a)moralny i (a)etyczny, którym się kierują.
Zaledwie kilkakrotnie film Tony’ego
Gilroya wyzwala się z klaustrofobicznych miejskich ulic i pomieszczeń
biurowych. Za każdym razem jest to wyraźne i znaczące. Zmianę można zauważyć
nie tylko z powodu drastycznej inwersji krajobrazu pokazywanego na ekranie.
Równie istotne są wybory dokonywane przez operatora. Robert Elswit oszczędnie
doświetla ujęcia a także niemal zawsze rezygnuje z głębi ostrości, co sprawia,
że drugi plan oraz tło często są rozmyte. Nawet ujęcia ustanawiające,
które mają nam pomóc zorientować się w filmowej topografii, są zbyt ciemne,
żeby dokładniej opisać wszelkie relacje przestrzenne. Głębię ostrości zyskuje
jedynie metaforyczna scena o świcie, kiedy Michael, główny bohater, napotyka
konie pasące się na wzgórzu. Podobnych środków twórcy używają również podczas
prezentacji prowincjonalnej farmy. Miejsce to związane jest z Anną, jedną z
oskarżycielek uNorth, firmy, ukrywającej prawdziwe dewastujące działanie swoich
pozornie ekologicznych produktów.
Wszelkie
peryferia są w Michaelu Claytonie
pejzażem dającym wytchnienie. Im dalej od miasta, tym więcej widać, tym ostrzej
widać. Jednakże negatywny wpływ kapitalistycznego świata sprawia, że nawet te
przestrzenie stają się wyblakłe, niemal pozbawione życia. Zupełnie tak, jakby
Gilroy chciał powiedzieć: „Z każdą chwilą koncerny takie, jak uNorth pozbawiają
przyrodę witalności”.
Warto przeanalizować scenę, w której
Michael bladym świtem wysiada ze swojego drogiego, firmowego samochodu i
wychodzi naprzeciw trzem koniom pasącym się na wzgórzu (scena ta, w innej
konfiguracji montażowej, pojawia się raz jeszcze pod koniec filmu). Całość
rozpoczyna się od wyraźnego zwolnienia tempa akcji. Bohater zatrzymuje samochód
i uchyla szybę. Rezygnacja z dodatkowej powłoki, przez którą patrzy się na
świat jest niezwykle ważna. Rzeczywistość może ujawnić swoje łagodne oblicze
tylko wtedy, kiedy zrezygnujemy z wszelkich soczewek i odbić, zmieniających
jednocześnie nas samych.
Trzy wierzchowce w pierwszej chwili sprawiają wrażenie
dzikich. Jednak w miarę zbliżania się do nich bohater i widzowie zauważają, że
każdy z nich ma uzdę. Konie uciekły, a może zostały puszczone samopas? Na pewno
jednak cieszą się choćby umiarkowaną wolnością. Gilroy sugeruje zarówno
Michaelowi, jak i odbiorcom, że w dzisiejszych czasach nie sposób być wolnym i
nieskrępowanym mustangiem, ale nawet nosząc na sobie uzdę społecznych i
systemowych ograniczeń, nadal można pozostać sobą i cieszyć się swobodami.
Clayton, prawnik, mieszczuch, wolał być częścią kapitalistycznej machiny (nawet
jeśli nie działała w szczytnych celach), niż poszukiwać własnego, indywidualnego
punktu widzenia.
Skrajnie odmienne postawy dwóch
najważniejszych postaci drugoplanowych unaoczniają fałsz rzeczywistości, w
której przyszło aktualnie żyć każdemu. Karen to karierowiczka, wyznająca zasadę
„cel uświęca środki”. Co gorsza, cel wcale nie jest szczytny. Najważniejsza dla
bohaterki okazuje się lukratywna posada w uNorth. A co za tym idzie, Karen
stara się za wszelką cenę ukryć szkodliwe działanie produktów oferowanych przez
jej firmę. Postać ta zawsze pokazywana jest w ciemnych, niedoświetlonych
pomieszczeniach. Tak, jakby, gdziekolwiek się pojawi, wprowadzała negatywną
aurę. O ile wiele z postaci czuje się zagubionych wśród relatywizujących
rzeczywistość luster, szyb, metalicznych powierzchni, o tyle dla Karen
możliwość przeglądania się w nich jest równoznaczna z możliwością perfekcyjnego
wyćwiczenia każdego kłamstwa.
Przeciwieństwem Karen jest Arthur.
Prawnik z wieloletnim doświadczeniem, który zrozumiał, że nie może pilotować
sprawy uNorth, bronić koncernu niszczącego przyrodę i ludzi, właścicieli małych
farm. Reżyser, portretując Arthura jako szaleńca z epizodami
depresyjno-maniakalnymi, zdaje się mówić, że życie we współczesnym mieście musi
zostać okupione utratą zdrowia psychicznego. W pozornej równowadze utrzymują ludzi
takich, jak Arthur leki, ale jednocześnie leki te nie pozwalają zobaczyć otaczających
ich wynaturzeń. Co ciekawe, chociaż postać Arthura portretowana jest poprzez
filmowanie lekko zniekształcającymi obiektywami, to jednocześnie głowę bohatera
często otacza delikatna łuna światła. Łuna ta sugeruje, że chociaż Arthur jest
szalony, to dzięki szaleństwu doświadcza głębszej prawdy o mechanizmach
rządzących światem.
To właśnie spotkanie z dwiema
skrajnymi postawami wyrażanymi przez Karen i Arthura, pozwala Michaelowi wybrać
właściwą stronę sporu. Mimo tego, twórcy nie pozostawiają złudzeń. Sprawa uNorth
to tylko jedna z tysięcy do rozwikłania, żeby świat zyskał ponownie, mówiąc
językiem filmowym, głębię ostrości.
Michaelowi
udało się doprowadzić do aresztowania Karen i jej współpracowników. Kiedy
jednak główny bohater odchodzi z miejsca, w którym toczył się spór, znów za jego
sylwetką nie jest widoczny drugi plan oraz tło. Wszystko jest rozmyte. Za równie
emblematyczne można uznać kolejne ujęcie na schodach ruchomych – pokazywane są
one horyzontalnie. Tym samym schody nie pozwalają zjechać w dół, nie pozwalają
się wyrwać z labiryntowej rzeczywistości.
Michael Clayton, wykorzystując jednostkową historię, opisuje globalne mechanizmy, a pozornie pozytywne zakończenie nie daje większych nadziei na lepszy świat, co obrazuje pełna rezygnacji twarz głównego bohatera w ostatnim ujęciu, kiedy Michael siedzi w taksówce i jedzie dosłownie donikąd.
OGÓLNA OCENA FILMU: 8/10